Prognozy…
Stawiamy na jakość prognoz, ich czytelność i odpowiednio duże wyprzedzenie, aby ostrzec Was najwcześniej i najdokładniej jak to tylko możliwe. Czasami jednak nie zawsze się udaje, bo… burze po prostu się nie pojawiają, lub wychodzą z prognozy.
Takich sytuacji jest na szczęście nie wiele, ale są dni, kiedy każdy wtapia z prognozą. Złożyć się na to może masa czynników. Już samo uświadomienie sobie jak wiele pracy musimy wykonać, aby zrobić i opisać jedną mapkę, pozwala zrozumieć ile rzeczy musi się złożyć i współgrać w troposferze, aby pojawiła się burza.
Zaczynamy od sprawdzenia modeli synoptycznych i map pola barycznego. Położenie układów pogodowych, zwłaszcza frontów, pozwala nam określić co dzieje się w troposferze i co dziać się może. Wiedząc skąd nasuwa się niż z frontem chłodnym, możemy ocenić czy dana masa powietrza będzie raczej wilgotna i mocno kontrastująca, czy różnica temperatur nie powinna być znaczna. Nasze przypuszczenia mogą potwierdzić lub zdementować modele numeryczne. Korzystamy zarówno z modeli globalnych (GFS, WRF, ECMWF), jak i mezoskalowych (UM, ICON, COSMO, SWISS, ALADIN czy HILRAM). Dość rzadko zdarza się, by były one zgodne. Często, tak jak miało to miejsce przykładowo 30. kwietnia br. różnice są znaczne – jeden z modeli widzi konkretne nawałnice, a następny nie przewiduje nawet opadu. Kolejny widzi intensywne opady na zachodzie, a jeszcze jeden przewiduje konwekcję tylko nad górami. Przy ciężkich synoptycznie sytuacjach, prognoza może powstawać nawet ponad 3 godziny!
Modele weryfikujemy z aktualnym stanem zachmurzenia, opadów i temperatury w centralnej części kontynentu. Choć uwzględniamy wszystkie warianty, to bardziej skupiamy się danego dnia na modelu, którego wyliczenia na obecną porę są zgodne z tym co obserwujemy z danych pomiarowych. Nie ma jednego modelu, który najczęściej się sprawdza.
Tworzenie prognozy burzowej to nie tylko sprawdzenie parametru CAPE (energia potencjalna dostępna konwekcyjnie – podstawowy parametr dynamiki troposfery) i CIN (zatrzymanie konwekcji – energia hamująca pionowe ruchy powietrza), ale wypadkowa zachmurzenia, wiatru na różnych wysokościach, wilgotności, uskoków wiatru, wspomagania, obecności frontów, cyklogenezy, czy charakterystyki masy (mas) która nad nami zalega (lub ściera się nad nami z inną). Nie ma też jakiś ujednoliconych wartości, które powyżej pewnego pułapu gwarantują nam rozwój burzy. Wystarczy że jednego czynnika będzie za mało i burze po prostu się nie pojawią.
Dochodzi jeszcze jedna kwestia – lokalność i kruchość burz. Potężny, wielokomórkowy układ może zostać zniszczony przez rzekę, czy większe jezioro. Takie sytuacje często obserwujemy w przypadku burz znad Niemiec, przecinających linię Odry. Często jest też tak, że gwałtowna burza przechodzi przez jedno miasto, a dwa kilometry dalej świeci słońce i jedynie widać za lasem jakieś ciemne chmury.
Meteorologia jest bardzo niewdzięczną dziedziną nauki i przekonujemy się o tym niemal na każdym kroku. A nawet jak już jest idealnie… Aligato nie chce się wstać i trochę dla nas pogrzmieć
You must be logged in to post a comment.